this is Poland in Ukraine

this is Poland in Ukraine
eViLa

lafarovych@ukr.net

2016-05-24

Wielka księga kaca

„Wielka księga kaca, czyli pieczmy, gotujmy na kacu”. Andreas Cserna-Szabo i Benedek Darida. Wydawnictwo Czarna Owca, 2016 rok Bez wielkich pijatyk, nie byłoby wielkiej literatury. Po wielkich pijatykach musiał jednak nadchodzić wielki kac. Jak pisarze sobie z nim radzili? Taki – dla przykładu – Wiktor Jerofiejew zaleca poranne klinowanie książkami. Najlepiej podobno wchodzi Nabokov, ale nie więcej niż 50 stron.



Zwyczajom wielkich pisarzy przyjrzeli się Andreas Cserna-Szabo i Benedek Darida w „Wielkiej księdze kaca”. Wzór biorą z najlepszych, a ich podróż obejmuje wszystkie epoki: sprawdzają więc co pijał Sokrates, jak z kacem radził sobie Aleksander Macedoński, ale też snują opowieść o doktorze Fauście i sprawdzają sposoby na kaca Ibsena.

Prawdziwa perełka to jednak czasy nowożytne, gdzie na warsztat wzięto pijackie zwyczaje Scotta Fitzgeralda, Hrabala czy Bukowskiego. Jest nawet odtworzony z „Moskwy-Pietuszek” przepis na legendarne jerofiejewowskie „Łzy komsomołki”: drinka z wody kolońskiej i lemoniady. Kilka najciekawszych pijackich zwyczajów wielkich literatów pozwolimy sobie przybliżyć:


Hrabal, czyli picie w genach

Co do tego czy zamiłowania do alkoholu Hrabal nabrał w browarze, w którym się wychował czy raczej miał je w genach i krwi trwają nieustanne spory.

Dość powiedzieć, że Aleksander Kaczorowski, biograf pisarza opowiadał nam kiedyś, jak to pisarz po raz pierwszy upił się mając cztery lata na stypie jednego z sąsiadów. Nie było jednak innego wyjścia, wszak to właśnie Hrabal lubił powtarzać, że „kto chce żyć w Europie Środkowej, nie może wytrzeźwieć...”.

Jak Hrabal radził sobie z kacem? Psychologicznie. „Razem z Hrabalem w naukowej kacenjamerologii powstaje kierunek, który zamiast kłaść nacisk na ciemne strony kaca, za cel stawia sobie wydobycie na wierzch jego słonecznej natury (jest to tak zwana teoria hrabalowska lub teoria magicznego kaca) – piszą autorzy „Wielkiej księgi...”.

Ta ideologiczna nadbudowana miała jednak twarde, zakotwiczone w codziennym życiu podstawy: każdy dzień – ku rozpaczy żony – Hrabal zaczynał od czarnej kawy i mocnego papierosa.

Zalety takiej metody? Na tzw. hrabalowskim kacu finezyjnym można napisać dzieła pokroju „Postrzyżyn” i „Obsługiwałem angielskiego króla”.


© Dostarczane przez Newsweek Polska
Piwo i whisky jako lekarstwo na robotniczą dolę

Szybkie prześledzenie robotniczej kariery Charlesa Bukowskiego (pakowacz towarów, przestawianie kontenerów z rybami, noszenie martwych baranów czy ochroniarz w teksańskiego burdelu) pozwala zrozumieć, dlaczego z alkoholem tak bardzo było mu po drodze.

Kiedy organizm nie wytrzymał pijaństwa i ciężkiej pracy, niedoszły pisarz zabrał się za teoretycznie lżejsze roznoszenie listów, ale lektura „Listonosza” udowadnia, że i wtedy nie obywało się bez znieczulenia (a raczej wieczory bez kilku piw i whisky były w domu Bukowskiego wieczorami straconymi). Koniec końców chlanie na umór było dla Bukowskiego metodą twórczą.

„Niedziwne zatem, że jako człowiek z wiecznym kacem znał kilka trików na przetrwanie czasu pomiędzy otrzeźwieniem a ponownym pijaństwem. Wśród nich były tradycyjne receptury, takie jak połączenie alka-seltzer i walium, lub nieco mniej klasyczna kombinacja soku pomidorowego z piwem w letniej temperaturze, względnie prosta kuracja wodą sodową” - czytamy w „Wielkiej księdze kaca”.

Na ile skuteczne? Na tyle by w momentach względnej przytomności umysłu napisać m.in. „Kobiety”, „Listonosza” czy „Hollywood”


© Dostarczane przez Newsweek Polska
Hemingway czyli po co leczyć kaca skoro następnego dnia znowu się pojawi?

Według biografów pierwsze wypite wino młody Ernest wydębił od miejscowego kowala. Potem cała historia jego życia związana jest już z alkoholami. Kiedy po kuracji z ran odniesionych na froncie włoskim, Hemingway opuścił szpital, w jego szafce pielęgniarki miały znaleźć głównie butelki po koniaku.

Śniadanie autora „Komu bije dzwon” też głównie bazowało na alkoholu. Jak wspomina Paul Johnson składało się ono głównie „ z ginu, szampana, whisky lub innego słynnego wynalazku zmieszanego z koktajlem z ginu i limonki”.

Najbardziej kojarzone z Hemingwayem jest jednak daiquiri składające się z rumu, limonki i syropu cukrowego. Nie dziwota, że pisarz często musiał radzić sobie z kacem, skoro do jego zasług należy opracowanie drinku daiquiri special: gdzie syrop cukrowy zastąpiono podwójną dawką lodu podlanego podwójną dawką rumu.

Jak to robił? No cóż, tutaj autorzy „Wielkiej księgi kaca” pozwalają sobie na ironie twierdząc, że kaca po prostu zapijał, dzień w dzień stawiając się w ulubionym barze Florida. Piękne życie, ale wszyscy wiedzą, jak się skończyło. Równie spektakularnie – można rzec. Zalety takiej metody? Przejście do legendy.

Na jakim kacu pisano wojaka Szwejka?

Miarą pijackich zdolności Jaroslava Haska, autora „Przygód dobrego wojaka Szwejka” niech będzie wstęp z „Wielkiej księgi...”: „Hasek żył w sumie czterdzieści lat, nie miał więc zbyt dużo czasu na picie, choć, mówiąc szczerze, starał się wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Z Kafką popijał i Fleka, z Kischem u Kocoura, z Maxem Brodem i Cerneho Vola, z prostytutkami żłopał u Pinkasa, a u Świętego Tomasze ze stałymi bywalcami”.

Nie gorzej radzili sobie bohaterowie jego książek. Przecież to Szwejk właśnie na akord wychylał flakon rum kaprala oraz zdarzało mu się jednej nocy odwiedzić nawet dwadzieścia osiem knajp (z zastrzeżeniem, że w każdej z nich wypijał nie więcej niż trzy piwa). Także bohaterowie dają też odpowiedź, jak sobie radzić z kacem. Najlepszy sposób znał Otto Katz, polowy kapelan, który syndrom dnia po zwykł leczyć orzechową palinkową.

Uwaga, książki Haska niosą też przestrogę. Obyście nie skończyli jak bratysławianie, którzy wypróbowali środek przeciw alkoholizmowi od niejakich Harracha i Havelki. „Spragniony alkoholik musiał zażyć trzy tabletki z rzędu, po czym szybko wypowiedzieć trzy ojczenasze i zdrowaśkę. W jakichś dwudziestu knajpach około dwudziestu kompletnie pijanych ludzi połknęło tabletki, gdy naszła ich ochota na palinkę – opowiada Jaroslav. Niestety, wszyscy się udusili, ponieważ ulepione z mentolu i chleba piguły utknęły im w gardle” - zauważają Szabo i Darida.


Alkoholowy pociąg do Pietuszek

W zbiorze nie mogło zabraknąć autora najbardziej znanego delirycznego poematu drugiej połowy XX wieku czyli Wieniedikta Jerofiejewa oraz jego „Moskwy – Pietuszki”. Książka zaczynająca się legendarnym już „Wszyscy powiadają: Kreml, Kreml.

Od wszystkich o nim słyszałem, a sam nie widziałem go ani razu” to przecież na jednej z płaszczyzn jeden wielki podręcznik libacyjno-alkoholowy. W dodatku niezwykle innowacyjny (innowacje są tutaj wymuszone raczej gospodarką centralnie sterowaną, w której wiecznie czegoś brakowało), bo zawiera przepisy na takie drinki jak choćby „Duch Genewy” składające się z wody kolońskiej, środka przeciwpotnego, piwa Żyguli i lakieru na spirytusie.


„Ku wielkiej uciesze kacenjamerologów – zauważają z przymrużeniem oka Szabo i Darida – Wieniedikt (czołowy rosyjski mędrzec, chodząca encyklopedia upojenia) wyjaśnił wreszcie znaczenie pojęcia neverending hangover, które według niego nie jest niczym innym, jak tylko zgryzotą świata doczesnego”. Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że czas się pogodzić z tym, że życiowy kac (ktoś by powiedział weltschmerz) jest stanem permanentnym. Najlepiej się z nim pogodzić.


Ku lepszemu...

Taka jest zresztą końcowa konkluzja „Wielkiej księgi...”:

„Co tu dużo mówić, po prostu trzeba przeczekać. Tylko czas wyleczy tę ranę! (…) Możemy powiedzieć tylko tyle, że kac jest potrzebny. Po to, aby świat kręcił się dalej. Żeby medal miał dwie strony. Żebyśmy nie zapomnieli, że jeśli długo wódka ciekła, trzeba potem zejść do piekła” - przekonują autorzy. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.


Залежі

search this blog